Już tylko parę dni dzieli mnie od pierwszego występu na konferencji. Jeśli jeszcze nie wiecie, to występuję 13.12.2015 (niedziela) o godzinie 13 na Gdynia Game Festival. Wejście jest darmowe, należy się tylko zarejestrować u organizatora. Możecie się także cieszyć wydarzeniem u mnie na fejsbóku.
Występ będzie nagrywany, ale dużo lepiej jest posłuchać mnie na żywo. Wiem o czytelnikach, którzy przyjadą z Koszalina, Warszawy, a nawet Katowic specjalnie na mój występ. Jeśli oni mogą, to wy też ruszcie zady i przybywajcie.
Byłam już na niejednej konfie i nieraz wyobrażałam sobie, co ja bym zrobiła, gdybym miała występować. W ogóle mam tak, że oglądam ludzi w różnych sytuacjach i robię sobie w głowie symulacje ze mną w roli głównej. Nieraz się to potem przydaje.
Zastanawiałam się jak poradziłabym sobie z pytaniami od publiczności. Mam taki niefajny problem z przetwarzaniem informacji audio, o którym wam zaraz opowiem. Nie mam za to problemów z przetwarzaniem obrazu, dlatego publiczność będzie zadawać mi pytania pisemnie.
Jak? To bardzo proste. Jeśli podczas mojego wystąpienia przyjdzie wam jakieś ciekawe pytanie do głowy, wejdziecie na stronę Ask.fm i wpiszecie o co chodzi. Pytania wyświetlą się na moim kompie i na koniec występu wybiorę sobie najfajniejsze, na które odpowiem na żywo. Na resztę odpowiem na blogu, na chamskie lub naruszające moją prywatność nie odpowiem wcale.
Na obrazku dworzec Gdynia Główna.
Nie mam problemów ze słuchem jako takim. Słyszę bardzo dobrze, tylko niekoniecznie rozumiem słowa. Ludzie bardzo lubią dyskutować na różne tematy. Dla mnie brzmi to właśnie jak komunikaty na dworcu PKP - niewyraźne, bełkotliwe i odbijające się od ścian. Spróbowałam narysować wam jak to widzę - możecie zobaczyć obrazki poniżej.
Nienawidziłam, kiedy w szkole jakiś temat był omawiany głosowo. Nie rozumiałam z niego prawie nic. Najgorsze było ustalanie np. terminu sprawdzianu albo w ogóle planowanie czegoś. Wtedy do dyskusji włączało się więcej osób i słyszałam tylko wiele nakładających się głosów. Próbowałam wyłowić z tego szumu jakieś słowa, ale nie zawsze były to słowa kluczowe. No i informacje ciągle się zmieniały, więc nie miałam gwarancji, że wyłapałam aktualną wersję.
Zaczepiałam więc jakąś osobę i pytałam o co chodzi. Czasem dostawałam odpowiedź. Czasem odpowiedź brzmiała TRZEBA BYŁO SŁUCHAĆ. A czasem ludzie byli wredni i specjalnie podawali mi błędne informacje. I tak nie miałam ich gdzie zweryfikować. Potem przychodziłam w złe miejsce lub o złej godzinie i wszyscy się cieszyli.
Nauczyciele też się nieraz wkurzali, kiedy po zadaniu czegoś i odpowiedzeniu na pytania dostawali prośbę o powtórzenie. No bo trzeba było słuchać, prawda? Nauczyciele byli o tyle bezpieczni, że dawali poprawne informacje. Kiedy odpowiedzią było proszę się zapytać koleżanki, to już gwarancji poprawności nie było.
Słowa rozjeżdżają się i odbijają od ścian.
Moje problemy przypominają nieco centralne zaburzenia przetwarzania słuchowego. Nigdy nie miałam jednak dysleksji ani problemów z nauką. Nigdy nie myliłam głosek ani nie robiłam błędów ortograficznych. Jeśli chodzi o ortografię, to pod tym względem jestem takim mini sawantem, bo od najmłodszych lat wiedziałam jak się coś pisze, nawet bardzo trudne słowa, których znaczenia w ogóle nie znałam. Jak to robiłam? Nie wiem, po prostu mam wbudowany słownik ortograficzny w głowie.
Zostałam nawet wysłana na konkurs ortograficzny, gdzie byłam jedynym dzieckiem wśród tłumu dorosłych. Nie było jednak żadnej sensacji, ponieważ niczego nie wygrałam. Konkurs odbywał się na dużej sali, a prowadzący mówił przez mikrofon. Nie zrozumiałam prawie nic, bo brzmiało to właśnie jak komunikat na dworcu. Potem mama przeczytała mi konkursowy tekst w domu i potrafiłam zapisać go całkowicie poprawnie. Ale wtedy było już za późno. Na szczęście nikt nie miał do mnie pretensji.
Kiedy rozmawiam z kimś 1:1, to rozumiem wszystko. Kiedy jest więcej osób, pojawiają się problemy.
Znalazłam taki filmik, który całkiem nieźle przedstawia te problemy. Uczestnicy badania musieli ułożyć figury geometryczne w określonej kolejności. Jeśli zrobili to dobrze, to pokazywał się obrazek dziewczynki z kwiatkiem.
Konkurs ortograficzny nie był taki najgorszy, bo o mojej porażce wiedziała tylko rodzina i organizatorzy, którzy zapewne mieli to gdzieś. O wiele gorszy był konkurs wiedzy o Unii Europejskiej, w którym brałam udział w gimnazjum. Wychowawca mi kazał, no to poszłam. Okazało się, że konkurs miał formułę programu Jeden z dziesięciu. Musiałam odpowiadać na pytania przed publicznością, która wyła ze śmiechu, kiedy prosiłam o powtórzenie pytania po kilka razy. Ostatecznie zajęłam w tym konkursie drugie miejsce, ale żenada była potworna.
Żenujące było też, kiedy na angielskim w szkole trzeba było słuchać tekstów z kaset i odpowiadać na pytania. Rzadko kiedy rozumiałam, co na tych kasetach było. Do pewnego momentu robiłam obejście i wykorzystywałam dźwięki z tła, np. z dworca. Potem autorzy testów się wycwanili i zaczęli dawać czyste dialogi.
Dialogi były dla mnie całkiem zrozumiałe na słuchawkach. Niestety na maturze nie dają słuchawek i musiałam męczyć się z magnetofonem w na biurku. Ogólnie zdałam bardzo dobrze, ale jeśli coś uwaliłam, to było to właśnie słuchanie.
Na szczęście to zaburzenie słuchu cofa się z wiekiem. Kiedy byłam dzieckiem, nie rozumiałam prawie w ogóle tekstów POLSKICH piosenek. Musiałam zobaczyć je na kartce. Czytać nauczyłam się w wieku dwóch lat, pamięć zawsze miałam dobrą, więc zapamiętywałam te teksty bardzo szybko i nikt nie widział moich problemów.
Filmy oglądam zawsze z napisami - najlepiej w wersji dla niesłyszących, bo wtedy uczę się różnych określeń na dźwięki, np. wycie, mruczenie, zawodzenie, bzyczenie, jęki. Dawno temu zauważyłam, że ja nie uczę się prawie ze słuchu - nawet kiedy słyszę słowa, to i tak są one konwertowane na obraz. Widzę zarówno sam tekst, jak i jego obrazowy odpowiednik. Kiedy wymyślam tekst na bloga, to najpierw widzę w głowie serię obrazów, a potem widzę jak wpisuję słowa do edytora.
Polecenia głosowe zabierają mi więcej mocy obliczeniowej, bo najpierw muszę odebrać sygnał dźwiękowy, przetworzyć go na obraz i dopiero mogę rozpocząć analizę logiczną. Kiedy widzę polecenia zapisane na kartce, to pomijam etap tłumaczenia z języka mówionego na obrazowy. A jeśli zapis jest w punktach lub ze strzałkami i ma fajna formę graficzną, to w ogóle jest super. Pisałam już trochę o tym w notce Dane jest x .
Część po prawej działa dobrze, część po lewej niekoniecznie.
Język słuchano-mówiony nie jest naturalny dla mnie ani dla wielu osób z ASD. Owszem, posługuję się nim całkiem sprawnie, ale angielski też znam bardzo dobrze mimo bycia Polką. O wiele bardziej wolę komunikować się z użyciem tekstu i rysunków. Niestety ludziom trudno to zrozumieć i nawet jeśli o tym wiedzą, to i tak upierają się przy rozmowach głosowych, a potem mają pretensje, że ich nie słucham albo nie rozumiem tematu.
Jesli chcecie poczytać więcej na ten temat, obejrzyjcie film o Temple Grandin lub zajrzyjcie do książki Myślenie obrazami. A jeśli macie w otoczeniu osobę ze spektrum, to przestańcie się jej czepiać, że was nie słucha. My musimy widzieć, żeby zrozumieć.
----
Dodatek do pośmiania się: jeden, dwa :)